25 grudnia 2014

3

Obudziły mnie wibracje telefonu. Zaczęłam macać szafkę nocną z zamkniętymi oczami, aż w końcu udało mi się zlokalizować komórkę i odebrać połączenie.
- Która godzina?
- Dzień dobry, mi też jest bardzo miło, że cię słyszę - odpowiedział przekornie Harry.
- Przyjemności wymieniam nie wcześniej niż o dziesiątej - otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek - Budzenie ludzi o tej godzinie powinno być nielegalne.
- Och, daj spokój. Szkoda dnia! Mamy ósmą trzydzieści, za pół godziny będę pod twoim domem.
- A co jeśli nie wyjdę?
- Wyjdziesz, mam twoją płytę.
- Nienawidzę cię - zanurzyłam twarz w poduszce - Z całego serca.
- Do zobaczenia - rozłączył się.
Wydałam z siebie głośny pomruk i zwlokłam się z łóżka. Zostało mi niecałe pół godziny. Po doprowadzeniu się (w miarę możliwości) do porządku, zbiegłam szybko na dół.
- Koleś musi być jakiś pokręcony zabierając cię na randkę o dziewiątej rano.. - Ryan zerknął przez okno - Ale przynajmniej auto ma fajne.
Wzruszył ramionami i oparł się o parapet.
Przepchnęłam go i wyjrzałam przez okno. Rzeczywiście, samochód był niczego sobie.
- To nie jest randka - syknęłam i wyszłam z domu.
***
- Ile takich masz? - prychnęłam, zatrzaskując drzwi auta.
- Co?
- Samochodów.
- Rzeczywiście nie bywasz miła o poranku - zaśmiał się.
Przewróciłam oczami, a chłopak odpalił silnik. Ruszyliśmy.
- Gdzie jedziemy?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Aha. A gdzie moja płyta? - skrzyżowałam ręce.
- Na miejscu.
Westchnęłam głośno.
- Mogę? - wskazałam na radio.
- Jasne.
Ed Sheeran, uwielbiam go. Zaczęłam podśpiewywać "Sing". Harry po chwili się dołączył. Nie powiem, głos ma fajny.
Podjechaliśmy pod wielki budynek, składający się praktycznie z samych okien. Trudno było zgadnąć, co jest w środku. Wyglądał jak typowy biurowiec, ale gdyby rzeczywiście tak było, po co byśmy tam przyjeżdżali?
Dopiero po dłuższej chwili zauważyłam, że przed wieżowcem stoi tłum rozwrzeszczanych dziewczyn. Jakimś cudem jednak ledwo było je słychać. Może to jakaś funkcja tego auta?
Harry wyjął ze schowka dwie pary okularów przeciwsłonecznych i podał mi jedną. Spojrzałam na niego pytająco.
- Po prostu włóż - polecił, a ja się nie sprzeciwiałam. Wyszliśmy na zewnątrz. Wszyscy rzucili się w jego stronę. Chwilę później zaczęły błyskać flesze i mało co widziałam mimo, że byłam w okularach. Styles mocno ściskał moją rękę, żeby nie zgubić mnie w tłumie. Długo rozmawiał z fankami, rozdawał im autografy i robił sobie z nimi zdjęcia. To miłe, że poświęca im tyle czasu.
- Strasznie ci zazdroszczę takiego chłopaka - nagle odezwała się do mnie jedna z dziewczyn.
- Hm?
- Przecież Harry Styles to marzenie!
- Ale my nie jesteśmy razem, ja nawet go.. - zaczęłam, ale Harry natychmiast mi przerwał.
- Przyjaźnimy się - spojrzał na mnie znacząco - Idziemy do środka.
Pomachał fankom na pożegnanie.
Weszliśmy do białego holu wyłożonego czerwoną wykładziną.
Zdjęłam okulary i zamrugałam kilka razy.
- I jak? - zapytał diagnostycznie.
- Poza tym, że prawie ogłuchłam i oślepłam to całkiem w porządku.
Czarne plamy powoli znikały mi z oczu.
- Przyzwyczaisz się. Mogło być gorzej.
- Nie chcę wiedzieć, jak.. - uniosłam brwi, kiedy prowadził mnie korytarzem drzwi. Wybrał czwarte po lewej i otworzył je.
- Cześć - przywitał dwóch chłopaków stojących przy konsoli. Pozostała dwójka z zespołu stała za szybą i śpiewała.
- Cześć, Harry - odpowiedzieli mu zgodnie, po czym przenieśli wzrok na mnie.
Jeden z nich miał dosyć krótkie, brązowe włosy i zarost, natomiast drugi był blondynem.
- Podpisaliście? - zapytał kluczowo Hazz.
- Tak - odpowiedział brązowowłosy i kiwnął do chłopaków za mikrofonem, żeby przyszli.
Chłopak z dłuższymi, brązowymi włosami lekko zaczesanymi do tyłu wręczył mi płytę.
- Dzięki - uśmiechnęłam się lekko.
- No, to my już lecimy - rzucił Styles,
- Zaraz, nie przedstawisz nam koleżanki? - zapytał jedyny czarnowłosy w tym gronie.
- Koleżanki.. - parsknął blondyn.
- Innym razem. Jesteśmy umówieni na.. Musimy iść do tego.. Mam bilety i..
- Do tego, to znaczy do kina. Na film. Innym razem chłopaki - złapałam Harry'ego za rękę i wyszliśmy z pomieszczenia.
- Dziękuję - powiedział, kiedy szliśmy korytarzem.
- Nie umiesz kłamać.
- Tobie za to idzie to doskonale.
- To komplement? - zmarszczyłam czoło.
- Powiedzmy - wzruszył ramionami, po czym oboje włożyliśmy okulary i zaczęliśmy przeciskać się do auta.
- Tlenu - powiedziałam na bezdechu, zatrzaskując drzwi. Było na prawdę duszno.
Harry szybko wyjechał z parkingu i otworzył okno.
- Dzięki.. Wiesz, za podpisy.
- Nie ma sprawy. Dzięki za wyciągnięcie mnie stamtąd.
- Właśnie.. Dlaczego chciałeś tak szybko wyjść?
- Unikam niewygodnych pytań. Innym razem ci wyjaśnię.
- Jasne, uhm.. Gdzie teraz jedziemy?
- Pojedziemy do mnie, wezmę papiery, podrzucimy je do mojego kumpla do Sheffield, a potem możemy jechać na obiad, do kina czy gdzie sobie zażyczysz.
- Okej - powiedziałam obojętnie i skierowałam wzrok w stronę okna.
Styles wyraźnie zaczął przyspieszać. Nie wiem, czy robił to specjalnie, żeby mnie wkurzyć, czy po prostu taka jazda sprawiała mu przyjemność, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Mimo, że jechaliśmy z dużą prędkością czułam, że jest dobrym kierowcą i miałam dziwne poczucie bezpieczeństwa.
- Inne dziewczyny już dawno kazałyby mi zwolnić.
- A powinnam? - uniosłam brew.
- Absolutnie nie - uśmiechnął się szeroko, wciąż patrząc na drogę.
- Przepraszam, czy to jakiś test?
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił, zupełnie ignorując moje pytanie.
Wysiedliśmy pod dosyć dużym, białym domem. Dookoła otaczała go zieleń i kwiaty. Dało się także zauważyć kawałek basenu z tyłu posiadłości.
- Jesteśmy u ciebie, czy w Białym Domu i zaraz na powitanie wyjdzie prezydent? - zaśmiałam się.
- To robota mojej siostry, nie patrz tak na mnie! - odpowiedział równie roześmiany - Chodź lepiej do środka. Para prezydencka właśnie poszła na obiad.
Otworzył przede mną wielkie, w większości szklane drzwi. Moim oczom ukazał się przedpokój, a tuż za nim salon, urządzony na biało, jak większość tego domu. Byłam zachwycona całym wnętrzem, jednak nie chciałam tego zbytnio pokazywać. Przecież się nie lubimy.
- Usiądź sobie, a ja przyniosę coś do picia.
W oczekiwaniu rozejrzałam się po pokoju. Na ścianie za sobą zobaczyłam zdjęcie małego Stylesa. Obok niego wisiała fotografia dziewczynki. Podejrzewam, że to jego siostra bo byli bardzo podobni. Nagle damska wersja Harry'ego zbiegła po schodach. Podobni to za mało. Oni byli niemalże identyczni!
- Hazz, przecież miałeś.. - zaczęła, po czym mnie zobaczyła - O, hej..
Posłała mi szeroki uśmiech. Odwzajemniłam go.
Harry wrócił z piciem.
- Gemma - westchnął lekko.
- Spokojnie, już się zmywam.
- Ej, nie, dlaczego? - zatrzymałam ją - Przecież to twój dom, zostań.
- Zobacz jak on na mnie patrzy. Zaraz mi coś zrobi - zaśmiała się - Mamy umowę. Zakaz przeszkadzania na randkach. Zemści się.
- Co? Przecież to nie.. - uniosłam brwi.
- Gemm! - chłopak skarcił siostrę.
- Okej, już idę.. - zgarnęła torebkę z przedpokoju - Powodzenia.
Wyszła z domu.
- Od kiedy randkujemy?
- Odkąd moja siostra ubzdurała sobie, że przyjaźni damsko-męskiej nie ma. Przepraszam cię za nią.
- Przestań, jest na prawdę sympatyczna - wzruszyłam ramionami - Dlaczego tak myśli?
- Przedwczoraj dowiedziała się, że jej przyjaciel się w niej zakochał.
- Aha - westchnęłam - Cóż, ja wierzę. Mam kilku kumpli, w tym jednego dobrego przyjaciela i jest nam dobrze tak jak jest.
- A może tak ci się tylko wydaje.. - mruknął.
- Hm?
- Nic, nieważne - szybko zmienił temat - Okej, to ja lecę po te papiery i w drogę.
Napił się w biegu i poszedł na górę. Miałam ochotę iść za nim, żeby zwiedzić resztę domu, zobaczyć, co ma w pokoju..
Po chwili był już na dole.
- Gotowa?
- Wiesz, tak właściwie to chciałabym jeszcze skorzystać z toalety..
- Jasne. Schodami na górę, drugie drzwi po lewej. Poczekam w samochodzie.
O mój Boże, ale ja jestem wścibska! Zawsze byłam ciekawska ale nie sądziłam że aż do tego stopnia, by naruszać czyjąś prywatność.
Harry wyszedł z domu a ja szybko pobiegłam na górę. Kiedy wyszłam z łązienki, rozejrzałam się po korytarzu. Było tam dość dużo pokojów. Skąd miałam wiedzieć, który jest jego? Uchylałam każde drzwi po kolei i coraz bardziej zżerało mnie sumienie. Co ja tu w ogóle robię?
W końcu trafiłam. Zastanawiałam się, czy wejść do środka. Z każdym krokiem moja ciekawość rosła. A co jeśli mnie przyłapie?
Trudno. Odwagi.
Drzwi lekko zaskrzypiały od pchnięcia. Moim oczom ukazało się przestronne wnętrze z jasnoniebieskimi ścianami i białymi meblami. Półki ozdabiało mnóstwo zdjęć i pamiątek (z tego co wywnioskowałam) z tras koncertowych. Jednak moją uwagę najbardziej przykuła jedna fotografia - Styles z prześliczną dziewczyną, wysoką blondynką o jasnych oczach. Była całkiem podobna do mnie.. Tylko że o wiele ładniejsza.
Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Odruchowo wzdrygnęłam się i upuściłam ramkę. Odwróciłam się gwałtownie.
- Uhm, ja.. - nie wiedziałam, jak to wyjaśnić.
- Jeśli chciałaś, żebym cię oprowadził, wystarczyło powiedzieć.
Natychmiast zaczęłam zbierać ramkę z podłogi. Na szczęście wszystko było z nią w porządku.
- Przepraszam - mruknęłam i oddałam mu zdjęcie. Przyglądał się mu przez dłuższą chwilę z lekkim uśmiechem, po czym odstawił je na miejsce.
- Następnym razem, kiedy będziesz planowała włamanie do mojego pokoju, zasłoń okno - objął mnie ramieniem - Chodź już.
Posłusznie pomaszerowałam do samochodu. Było mi strasznie głupio.
Styles odpalił auto i włączył radio. Ruszyliśmy.
- Nie odezwiesz się już do końca dnia? - zapytał.
- Harry.. - zaczęłam, ale po chwili zadzwonił mi telefon. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Śmiało.
Odebrałam połączenie. To był mój brat.
- Co tam, Ryan?
- Tori? Błagam cię, przyjedź, jak najszybciej tylko możesz, Tori, proszę, ja sobie sam nie poradzę! - mój brat wręcz krzyczał do słuchawki.
- Ryan, co tam się dzieje? Ryan? Ryan!
Chłopak rozłączył się. Zaczęłam panikować.
- Co się stało? - Styles wyglądał na zaniepokojonego.
- Zatrzymaj się.
- Vic, powiedz..
- Zatrzymaj się do cholery! - wrzasnęłam, a Harry z piskiem opon zahamował przy chodniku.
- Powiedz mi, gdzie idziesz. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Nic mi nie będzie. Obiecaj, że nie podjedziesz pod mój dom.
- Ale..
- Obiecaj!
- Obiecuję.
- Okej. Odezwę się w ciągu godziny. Jeśli nie, wtedy możesz zacząć się martwić. I pamiętaj, ufam ci. Nie mam czasu na wyjaśnienia.
- Ale poczekaj, Tori! - zawołał za mną, kiedy zatrzaskiwałam drzwi samochodu.
- Ufam ci - powtórzyłam i pobiegłam do domu. Ryan nie powiedział, co się dzieje ale nie musiał. Wiedziałam doskonale.
____________________________________

Część 3 za nami. I jak? Liczę na wasze opinie, kochani! Wiecie, jakie to dla mnie ważne. W razie pytań jak zawsze jestem dla Was na twitterze @checkzayn.
Wesołych Świąt kochani! :) x

13 grudnia 2014

2

Szósta rano. Jak mogę być o tej porze na nogach? Ledwo zwlokłam się z łóżka. Dałam sobie godzinę na doprowadzenie się do porządku oraz kolejną godzinę na dojazd do Leeds. O dziewiątej One Direction mieli wyjść do fanów, więc żeby mieć szansę na podpisanie czegokolwiek, musiałam być tam co najmniej sześćdziesiąt minut wcześniej.
Wsiadłam do autobusu. Sama nie wierzyłam w to, gdzie jadę. Nie lubiłam tych chłopaków, wydawali mi się nieziemsko aroganccy. Byłam zdziwiona, że w ogóle raczą wyjść do fanów. Ciekawe na jak długo?
Około 40 minut później znalazłam się niecałe dwie przecznice od hotelu. Denerwowałam się, sama nie wiem dlaczego. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało.
Ludzi było.. mnóstwo. Zdziwił mnie fakt, że im wszystkim chce się sterczeć kilka godzin pod wieżowcem dla jednego zdjęcia czy autografu. A może nie wszyscy są tu dla nich? Może gdzieś jest ktoś taki jak ja? Ktoś, kto nie jest tu z czystej miłości do 5 obcych dla siebie ludzi?
- Przepraszam - zaczepiłam jedną z dziewczyn wyglądających na mój przedział wiekowy - Po co tu jesteś?
- Żartujesz? - zmierzyła mnie wzrokiem, krzywiąc się. Chyba wyszłam na idiotkę. Przecież to oczywiste. Po chwili dziewczyna zorientowała się, że pytam poważnie i nadal oczekuję odpowiedzi - Dla nich.
Wskazała na okno na czwartym piętrze.
- One Direction?
- Jasne, a ty? - wzruszyła ramionami - Skoro nie dla nich, to..?
- Moja przyjaciółka ma urodziny w przyszłym tygodniu.
- Ach, rozumiem. To miłe - brunetko uśmiechnęła się lekko - Jestem Kelsie.
- Tori - uścisnęłam jej rękę - Dlaczego wy wszystkie tak za nimi szalejecie.
- Są mega utalentowani, mają świetne piosenki, do tego są cudowni, jeśli chodzi o charaktery. No i urody też nie można im odmówić.
- Charaktery? Przecież to jest tylko wizerunek wykreowany przez management.
- Na prawdę bardzo o nas dbają. Poświęcają nam mnóstwo czasu, rozmawiają z nami, podtrzymują na duchu. Nie sądzę, żeby byli w stanie udawać przez tyle lat. Niektórych z nas by tu nie było, gdyby nie oni.. - westchnęła - Wiesz, trudno to wytłumaczyć komuś, kto nie ma idola. Oni są dla nas całym światem.
To dało mi sporo do myślenia. Może one wcale nie są takie, jakimi je postrzegałam?
- Rozumiem - przygryzłam wargę - Jeśli mam być szczera, do tej pory uważałam was za postrzelone psychopatki ale jak widać, nie tyczy się to wszystkich.
- Są fani i psychofani - skwitowała i złapała mnie za rękę - Chodź, trzeba się przepchnąć, inaczej nie mamy szans.
Przeciskałyśmy się przez tłum jakieś dziesięć minut, mamrocząc "przepraszam", aż w końcu dotarłyśmy prawie do samego wejścia.
Nie spóźnili się. Kiedy pierwszy z nich wyszedł, ten blondyn, cała rzesza fanek rzuciła się w jego stronę, taranując wszystko, co było po drodze. Stałam przerażona w samym środku tłumu. Kelsie nadal trzymała mnie za rękę i lekko ciągnęła w swoją stronę. W końcu się ruszyłam. Tłum powoli się zmniejszał, jednak mimo wszystko nie mogłam się dostać do żadnego z chłopców. Byłam najbliżej tego z loczkami. W końcu mi się udało. Podałam mu płytę i marker.
- Możesz mi to podpisać?
- Jasne - odpowiedział z uśmiechem - Jak masz na imię?
- To nie dla mnie. Moja przyjaciółka ma niedługo urodziny. Napisz dla Sheili.
Po chwili otrzymałam płytę z powrotem.
- Proszę bardzo - spojrzał na mnie - Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada.
- Średnio. Zostałam stratowana przez twoje wielbicielki. Nic mi nie będzie. I nie udawaj zatroskanego, wiem że wcale cię to nie obchodzi. Nie jestem taka naiwna jak one.
- Nie lubisz mnie, co?
- Uhm.. Powiedzmy, że nie przepadam za żadnym z was.
- Nie znasz mnie, skąd możesz wiedzieć, jakim człowiekiem jestem?
- Okej, masz rację. Nie lubię twojego wizerunku. Tak lepiej?
- A co jeśli bym cię do siebie przekonał?
- Słucham? - parsknęłam.
- Po prostu pozwól mi spróbować.
- Przestań.. Twoje fanki pewnie powiesiłyby mnie na pierwszym lepszym słupie. Poza tym, po co chcesz to robić? Masz tłum ludzi, którzy cię uwielbiają, więc chyba nie przeszkadza ci fakt, że jest także kilka osób, które nie podziela ich entuzjazmu?
- Poświęć mi miesiąc. Jeśli się nie wyrobię, dam ci spokój. A jeśli się uda.. Cóż, zobaczymy co dalej.
- Wybacz, ale nie mam czasu teraz o tym z tobą rozmawiać. Muszę zdobyć jeszcze cztery podpisy, zanim wrócicie do środka. Jak widzisz, to nie jest takie łatwe.
Wyjął mi płytę z ręki.
- Załatwię to. Jutro ci ją podrzucę. Tylko daj mi do siebie numer, żebyśmy mogli się jakoś skontaktować.
- Żartujesz sobie? - uniosłam brwi.
- Nie. Lepiej się pośpiesz, bo dziewczyny za tobą się niecierpliwią.
Wstukałam szybko swój numer w jego komórkę. Dlaczego? Uległam presji otoczenia. Poza tym, miał moją płytę i pewnie by mi jej nie zwrócił bez tego. W sumie, wyświadczył mi przysługę, inaczej musiałabym tu spędzić kolejne kilka godzin. Uznajmy, że to była rekompensata.
- Weź - wręczył mi butelkę wody.
- Dzięki - uśmiechnęłam się słabo. Na prawdę musiałam źle wyglądać, bo czułam się fatalnie. Inaczej nie wzięłabym od niego tej wody.
Przez chwilę rozglądałam się za Kelsie, jednak nie udało mi się jej namierzyć, zaczęłam się więc przeciskać na koniec tłumu, do chodnika.
Kiedy czekałam na autobus, telefon zawibrował mi w kieszeni. Od razu wiedziałam, kto to.
" Zapomniałem zapytać, jak masz na imię. Harry x"
Harry. Myślałam że do końca życia będę na niego mówić "ten z loczkami".
"Victoria. Vic. Tori. Jak wolisz"
"Okej, Tori.. Do zobaczenia niebawem :)"
***
- I jak było? - zapytała mama, kiedy weszłam do kuchni.
- Uhm.. Tłoczno - ostatnio polubiłam lakoniczne odpowiedzi - Ale załatwiłam podpisy, więc chyba jest dobrze.
- Sheila będzie wniebowzięta - uśmiechnęła się do mnie szeroko - Siadaj do stołu, zaraz podam obiad.
________________________________________
Część druga gotowa, mam nadzieję, że jest okej. Liczę na wasze opinie, czytam każdy komentarz i biorę pod uwagę każdą opinię, poza tym nie macie pojęcia, ile uśmiechu na twarzy wywołuje wpis typu "dobra robota :)". To na prawdę bardzo motywuje.
W razie pytań jestem tutaj lub na twitterze (@checkzayn). Śmiało, piszcie. Proszę także o pomoc w wypromowaniu bloga, bo jak widzicie, dopiero zaczynam.
To do następnej kochani!

7 grudnia 2014

1

- Słonko, rzuć okiem na ten artykuł - usłyszałam głos mamy, która położyła przede mną tablet.
- Proszę, tylko nie Pudelek, bo będę musiała sobie wydłubać oczy i poćwiartować mózg..
- Spokojnie, twoje organy zostaną nienaruszone. Nic ci nie grozi.
- Z góry uprzedzam, że nie obchodzi mnie fakt, ile silikonu w cy..
- Vic! - kobieta spiorunowała mnie wzrokiem - Po prostu czytaj.
Westchnęłam i zaczęłam czytać na głos.
- Brytyjsko-irlandzki boysband One Direction, który zdobył serca milionów fanów zarówno fenomenalną muzyką, jak i nieprzeciętnym wyglądem, w przyszłym tygodniu zawita do Leeds w celu ukończenia swojej czwartej płyty.. - oderwałam wzrok od monitora - A powinno mnie to interesować, bo..?
- O ile się nie mylę, Sheila ma urodziny w przyszłym tygodniu, a ty głowisz się nad prezentem od ponad miesiąca. Przecież wiesz, że ona ich uwielbia. Dowiedz się, gdzie się zatrzymają, pojedź tam i załatw jej autograf czy coś w tym stylu.
- Zdajesz sobie sprawę, jak dużo niezrównoważonych psychicznie, piszczących tak wysokim tonem, że słyszą go tylko delfiny, zdesperowanych nastolatek tam będzie? Nie zdołam się przez nie przedrzeć. Nawet bałabym się spróbować. Zawisłabym za to na najbliższym słupie.
- Nie przesadzaj, nie będzie aż tak strasznie. To zwykłe dziewczyny, takie jak ty.
- Nie, mamo. To po prostu niemożliwe.
- Och, myślałam że niemożliwe jest dostanie trzech jedynek na jednej lekcji, ale ty lubisz takie wyzwania - skrzyżowała ręce, na co przewróciłam oczami.
- Mówiłam ci, że ta kobieta..
- Stop, nie chcę tego słuchać od nowa - zgarnęła urządzenie ze stołu - Podsunęłam ci pomysł, zrobisz z tym co zechcesz.
Uśmiechnęła się lekko i poszła do salonu.
Plan niemal idealny, taki prezent na pewno spodobałby się Sheili, tylko czy na pewno chcę wziąć na siebie coś takiego? Cóż, ani trochę. Ale czego nie robi się dla przyjaciół?
***
Cały wieczór spędziłam przeszukując fanpage'i zespołu, żeby zdobyć jakąkolwiek informację i udało się. Ktoś napisał, że członkowie 1D spędzą noc w Plaza Hotel. Zamknęłam laptop. Dość czytania wpisów zdesperowanych fanek na dziś.
Zeszłam na dół, rzuciłam się na kanapę i włożyłam słuchawki w uszy. Przeglądałam strony internetowe w telefonie, kiedy poczułam czyjeś ręce na ramionach. Tak się wzdrygnęłam, że mało nie spadłam na dywan. Zrzuciłam słuchawki i natychmiast odwróciłam się do brata.
- Jesteś idiotą.
- Ile razy mi to już mówiłaś?
- Jakieś dwieście. Ale to tylko dzisiaj - uśmiechnęłam się ironicznie, a Ryan usiadł obok mnie.
- Mam sprawę.
- Po takim wstępie raczej jej nie załatwisz.
- Daj spokój, przecież nie przestraszyłem cię aż tak bardzo.
- Och, czyżby?
- Pożycz stówkę.
Wybuchłam śmiechem.
- Nie ma opcji.
- Dlaczego?
- Wisisz mi już dwie.
- No błagam, oddam ci wszystko w przyszłym miesiącu, nawet z procentem!
- A na co ci ona?
- Zaprosiłem Caitlin na randkę, więc wypadałoby żebym zapłacił.
- Kolejna dziewczyna?
- Tak, poprzednia.. Cóż, nie widziała przyszłości dla naszego związku.
- Co znowu zrobiłeś?
- Nic, przysięgam!
- Okej, nie wnikam, ale jeśli twoje romanse trwają mniej więcej tydzień to ja nie zamierzam sponsorować kolacji każdej z twoich nowych potencjalnych dziewczyn, wybacz.
- Tori..
- Nie. Daj znać, jak będziesz miał dziewczynę już na stałe.
- A co jeśli to właśnie ona? Co jeśli stracę szansę od losu, ona znajdzie sobie chłopaka, który ma bardziej hojną siostrę i wyjdzie za niego, a ja zostanę sam i resztę życia spędzę na tej kanapie razem z tobą, bo nie będziesz mogła zwalczyć poczucia winy, że jedną decyzją zrujnowałaś całe moje życie?!
- Imponujące - uniosłam brwi - Mimo wszystko, odpowiedź nadal brzmi: nie. Jeśli tak ci zależy, zapytaj mamę.
- Trudno mi z nią rozmawiać po tym, co się ostatnio stało..
- Co? Ryan, ty.. - ścisnęłam go mocno za ręce - Nie masz prawa się za to obwiniać, rozumiesz? To nie była twoja wina.
- Gdyby nie ja, nie uderzyłby jej - spuścił głowę - To ja jestem tu facetem i moim pieprzonym obowiązkiem jest chronić ciebie i mamę.
- Uspokój się. Jego już tu nie ma. Minął tydzień. Nie wróci.
Przytulił mnie mocno, a ja wsunęłam mu pieniądze do tylnej kieszeni spodni.
- Ostatni raz - powiedziałam i wypuściłam go z objęć.
- Jesteś najlepsza! - uśmiechnął się szeroko i poszedł do swojego pokoju.
___________________________________________

Pierwsza część za nami! Jak wam się podoba? Koniecznie dajcie znać w komentarzu. Prosiłabym także o pomoc w wypromowaniu bloga. W razie pytań czy problemów, jestem do waszej dyspozycji na twitterze (@checkzayn). Dziękuję za przeczytanie! :)

Obserwatorzy

Szablon by @mohito_x